
Sękacze Pani Sowy
Sękacze Pani Sowy (Bród Mały, gm. Suwałki, pow. suwalski)
- Jak klient mnie pyta o marcinka, odsyłam do Hajnówki. My się specjalizujemy w tradycyjnych sękaczach i mrowiskach z Suwalszczyzny. To nasza bajka – mówi Paulina Sowulewska, czyli „Pani Sowa”, która wraz z mężem od kilku lat produkuje suwalskie słodkości.
„Pani Sowa” ze swoimi wyrobami zjeździła Polskę wzdłuż i wszerz. Bo jarmarki i targi żywności to podstawa jej biznesu.
- Uwielbiam kontakt z ludźmi – przyznaje. – Nawet to zdarte gardło, kiedy jestem na zachodzie Polski, gdzie sękacz i mrowisko to pełna egzotyka i każdy chce wiedzieć co i jak, i z czym to się je.
Czasem za ladą stoiska stawia męża, próbowała też zatrudniać pracowników do sprzedaży. – Nie udało się, bo i tak większość stałych klientów pytała o mnie – śmieje się pani Paulina.
Suwalski patriotyzm
Paulina Sowulewska pochodzi z Ostrowii Mazowieckiej. Tam sękacz to rodzaj rurki z kremem. Pierwsze prawdziwe ciasto z sękami zobaczyła w Londynie, na zdjęciu.
- Mój mąż Hubert mi pokazał, co od lat piecze jego mama – wspomina pani Paulina, która męża suwalczanina poznała właśnie w Londynie. – I wówczas powiedział mi, że sam nigdy nie będzie zawodowo piekł sękaczy. Jest z wykształcenia cukiernikiem, wiedział, że to bardzo ciężka praca.
I przez 10 lat nic nie wskazywało na to, że Sowulewscy rzucą się w wir gastronomii. Pani Paulina skończyła studia prawnicze w Londynie, nie zdecydowała się jednak na aplikację, bo pojawiły się dzieci. A wtedy mąż namówił ją do powrotu do Polski.
- Suwalczanie są niesłychanymi patriotami lokalnymi. Hubert bardzo chciał wrócić – opowiada pani Paulina. – Zdecydowaliśmy, że poprowadzimy w Suwałkach knajpkę.
Na początku gotowali w garażu. Jedzenie na wynos, na telefon, pod nazwą „Telejadło”. Po roku wynajęli lokal w centrum miasta. Wiodło się im bardzo dobrze.
- Miesięczny przychód był dobry i stały, rosła baza klientów, mieliśmy dobrą markę, tylko życia nie mieliśmy. Dla siebie, rodziny, dla dzieci – tłumaczy pani Paulina. – Dlatego po pięciu latach pracy przez siedem dni w tygodniu - sprzedaliśmy firmę.
I wtedy wróciły sękacze.
Przepis od babci
Znowu zaczęli piec w garażu. Pan Hubert sam skonstruował maszyny do wypieku, bo żadna z tych obecnych na rynku nie spełniała jego wymagań. Receptura na sękacze pochodziła oczywiście od mamy, a raczej od babci. Trzeba ją było jedynie dostosować do parametrów współczesnego masła, mleka czy śmietany.
- Bo od początku postanowiliśmy, że nie będziemy używać żadnych półproduktów, konserwantów, zamienników czy wypełniaczy – podkreśla pani Paulina. – Nasze dzieci jedzą nasze ciasta, nie możemy ich karmić byle czym.
Od początku też postanowili, że ich asortyment będzie dość wąski: sękacze, mrowiska, z czasem może coś jeszcze. Ale tak, by zachować ideę manufaktury, rodzinnego przedsięwzięcia i wynikającą z tego jakość. Dlatego nie współpracują z sieciówkami, bo ich ciasta nie wytrzyują trzech miesięcy w temperaturze pokojowej na półkach sklepowych. Nie mają konserwantów.
- Klienci teraz są bardzo wymagający. Jak znają ciasto, to od razu czytają etykietę. Wiedzą, że najlepsze sękacze to te z prawdziwego masła, śmietany i jajek, a nie np. gotowych mieszanek piekarniczych i oleju roślinnego – mówi „Pani Sowa”. – My zaś pilnujemy, by ciasto miało właściwe proporcje, było odpowiednio przygotowane, bo np. ciasto na mrowisko leżakujemy przez dobę i dopiero wtedy wypiekamy. Sękacze pieczemy też tylko na wałkach dębowych. A i tak dużo zależy zależy choćby od warunków atmosferycznych. Sękacz, mimo że z założenia jest ciastem suchym, latem jest bardziej wilgotny, a zimą zwarty, zbity. Jakbyśmy dodawali jakieś środki, pewnie nie miałoby to znaczenia. Ale nie chcemy.
Sękacz spod mężowskiej ręki
U „Pani Sowy” choć asortyment wąski, to jednak elastyczny. Państwo Sowulewscy mogą spełnić rozmaite życzenia klientów: setki niewielkich porcji dla uczestników mityngu lekkoatletycznego, a może metrowy sękacz na zamówienie indywidualne? Proszę bardzo.
- Z tym metrowym to było wyzwanie – wspomina pani Paulina. - Nie mieliśmy odpowiedniej maszyny, bo przecież taki duży sękacz jest bardzo drogi. Ale klient na tyle był zdeterminowany, że sam ją zbudował. Specjalnie pod ten jeden wypiek – zdradza „Pani Sowa”.
Najmniejsza porcja sękacza może mieć ok. 15 dag, mrowiska – 25 dag, największy sękacz obecny w stałym asortymencie ma 4 kg.
- Będziemy nieco rozszerzać naszą ofertę. Przeprowadziliśmy się tu do Brodu Małego, by zwiększyć produkcyjną przestrzeń, bo chcemy wejść w bloki czekoladowe i klasyczny piernik ze śliwkową marmoladą. To także nasze smaki dzieciństwa – zdradza plany pani Paulina. – Ale nadal będziemy osobiście nad wszystkim czuwać i samodzielnie także piec – podkreśla. Wyrób z rodzinnej manufaktury nie jest bowiem zawsze taki sam, oprócz warunków atmosferycznych, istotne znaczenia ma tzw. ręka cukiernika.
- Mąż przez rok uczył mnie produkcji sękacza – wspomina pani Paulina. – Teraz umiem to na tyle, że razem z nim jednocześnie na ośmiu maszynach możemy piec sękacze. Jednak i tak zdarzają się klienci, którzy proszą o sękacza tylko spod ręki Huberta. Ponoć jest różnica - śmieje się „Pani Sowa”.

Sękacze i mrowiska suwalskie - Paulina Sowulewska
Manufaktura z okolic Suwałk, w której powstają głównie sękacze i mrowiska oparte na rodzinnej recepturze. W asortymencie rozmaite wysokości i wagi. Także zamówienia indywidualne. W ofercie również bloki czekoladowe i piernik.
tel.: 514 737 704
e-mail: panisowasuwalki/at/yahoo.com
Strona na fb (link zewnętrzny): Sękacze i Mrowiska Suwalskie Pani Sowa


Forma działalności
Zakład spożywczy

Gdzie kupię produkt
- na zamówienia telefoniczne i przez fb
- w zakładzie na miejscu (po uprzednim kontakcie telefonicznym)
- podczas regionalnych jarmarków i targów